Kazek Urbańczyk
Strona Tatrzańsko-podhalańska 

Chętnie poznam Twoje uwagi, napisz pod:   kazeku@poczta.onet.pl

Powrót do strony głównej | Strona tatrzańsko-podhalańska | Wieści rodzinne | Strona katolicka | Strona astrologiczna | Z szuflady grafomana

Na dół strony


Władysław Trebunia (Tutka) "Mróz"

Mój brat chwalił się, że to on pierwszy się poznał na talentach Władka, gdy usłyszał go, jeszcze czternastoletniego, śpiewającego w Dolinie Małej Łąki. Bacował tam Jędrek, starszy brat Władka. Był go odwiedzić.

Gdy Władek w 1956 roku znalazł się w Krakowskim Liceum Plastycznym, mój brat, który przejściowo kierownikował Zespołowi Góralskiemu (gdy przeszedł pod patronat RO ZSP), wciągnął go do Zespołu. Wnet się okazało, że Władek prymuje nie tylko lepiej od mego brata, lecz i od Bolka Trzmiela. Od tej pory Władek stał się na 12 lat niezastąpionym szefem muzyki góralskiej krakowskiego zespołu.

Słyszałem o Władku wiele, widziałem go parę razy na występach, ale poznałem go lepiej dopiero, kiedy sam znalazłem się w Zespole.

Gdy przyszło mi pierwszy raz grać razem z Władkiem, wielu "nut" nie byłem w stanie rozpoznać, brat musiał mi podpowiadać. "Tyrlikanie" władziowe nie miało w sobie "polaniarskiej" surowości Chotarskiego, czy Maśniaków. Było znacznie bogatsze, jednak nie przeładowane, jak to trafia się u "wsiaków". Chrakterystyczne było, że wszystkie mocne tony ciągnął smyczkiem w dół, wyjątkowo do góry. Stąd dużo więcej w jego "nutach" było krótkich wtrąceń między dwa mocne pociągnięcia smyczkiem. Ten styl prymowania był dla niego charakterystyczny i bez pudła można było Władka po nim rozpoznać, choć wspomniane wtrącenia notował już Mierczyński w niektórych "nutach" Bartusia Obrochty. A dziś już ten styl się upowszechnił, bo Władek znalazł licznych naśladowców.

Mimo wybitnego talentu niełatwo było Władkowi dostać się na krakowską ASP. Różne osoby usiłowały mu pomóc. Moja mama np. starała się swych, jeszcze przedwojennych, znajomych z ASP zainteresować talentem Władka.

W czasie studiów na ASP Władek mieszkał parę kamienic ode mnie. Naturalne więc, że bywał częstym gościem u mnie, nasze drzwi zawsze były dla niego otwarte. Staraliśmy się dzielić z nim jego troski i radości, służyć dobrą radą w rozterkach, zwłaszcza gdy przyszło mu podjąć niełatwą decyzję, rezygnacji z ukończenia Wydziału Malarstwa, na rzecz tkaniny artystycznej.

Wspominam ciągnące się do późnej nocy próby w Zespole "Hyrni" i wspólne z tych prób powroty do domu. Stworzyliśmy w Zespole dobrą muzykę. Zwłaszcza, gdy (oprócz mnie) sekundował Staszek Lassak "Helios"(Eljasz) oraz Henia Hołda, zaś basowała Irka Gąsienica-Łuszczek.
Byliśmy naprawdę dobrzy. Wszyscy to nam przyznawali. Największym naszym "wyróżnieniem" było, gdy sławna Dziadońka (Bronisława Konieczna), druga obok Chotarskiego najlepsza na Podhalu, zapragnęła razem z nami zagrać na Tatrzańskiej Jesieni w 1967 roku.

Spyta ktoś, gdzie można nas usłyszeć? Niestety, nie można. Było i przeminęło bezpowrotnie. Nie nagraliśmy żadnej płyty, żadnej kasety, nic. Takie były czasy. Bardzo dużo nagrywała nas p. Barbara Peszat-Królikowska. Niemal przy każdej okazji, gdy nas dopadła. Ale gdzie te nagrania? Może gdzieś w archiwach Polskiego Radia?

Często też zabierałem Władka w góry, zwłaszcza w Beskidy, których w ogóle nie znał (a i ja w dużej mierze dopiero poznawałem). Byliśmy na wielu złazach studenckich, rajdach...

Pamiętasz Władziu Wiosenny Złaz w Tenczynku w 1963 roku? Byłeś wtedy jedynym gitarzystą. Pamiętasz, jak Kazek Mateja, ku uciesze studenckiej braci, zmusił mnie wtedy do wspólnego odtańczenia zbójnickiego, a Ty nam grałeś? Pamiętasz tegoż roku Rajd Bez Nazwy i Rajd im Kulczyckiego? Wędrówkę w deszczu przez Ćwilin i Śnieżnicę, w słońcu przez Pasmo Radziejowej?
A nasz wspólny udział w trasie sprawnościowej na Rajdzie Bez Nazwy w 1966?

A ja wspominam, jak gościłem u Ciebie latem w Poroninie, w 1964, gdy moje stałe miejsce w Kościelisku było nieczynne.

 

Pamiętasz Władziu Juvenalia w Poznaniu w 1967 roku? Pamiętasz, jak odwiedziła nas Jola Kępińska, moja koleżanka jeszcze z podstawówki muzycznej? Jak graliśmy sobie do późnej nocy, ot tak, dla przyjemności, co nam do głowy przyszło? I wędrówkę przez nocny Poznań i mleko wypite przed świtem?


Pora też wspomnieć o malowaniu. Jak na twórcę ludowego przystało, zgodnie z regionalną tradycją, Władek wiele malował na szkle. Nie cieszyło się to uznaniem etnografów ani Cepelii. Władek nie lubił pustego, rozległego jednolitego tła. Musiał je czymś wypełnić. Jeśli już nie miał czym, to kreskami, na wzór drzeworytów Skoczylasa.
W przeciwieństwie do oficjalnej Cepelii, górale uwielbiali Władkowe obrazki i opędzić nie mógł się od zamówień. Wiele motywów powielał według szablonu. Ale szablon, nie szablon, jakoś nie potrafił dwukrotnie namalować identycznie. Zawsze coś wychodziło inaczej, czy to kolory, czy wyraz twarzy, czy jeszcze co innego. Jakby to samo, a przecież inne..
Ulubione motywy to taniec zbójników przy watrze, para tańcząca w karczmie, dudarz grający dziewczynie, a wokoło, jak na prawosławnych ikonach sceny z życia zbójnickiego, kończącego się honorną śmiercią na haku, za poślednie żebro...

Z czasem Władek doczekał się uznania, malował i poważne obrazy, malował kościoły, a jego obrazki na szkle zdobią zakopiański lokal McDonald's...

Także jako muzyk zdobył rozgłos, zwłaszcza głośne są podjęte wspólnie z dziećmi próby łączenia góralskiej muzyki z inną muzyką. Za to też spotkały go najcięższe oskarżenia. Że ukomercyjnił swój talent, że się zaprzedał dla marnego grosza.
Te zarzuty nie są słuszne. Muzyka góralska w latach pięćdziesiątych nie była taka, jak w czasach Bartusia Obrochty, ani w czasach Sabały jak sto lat wcześniej. Rozwijała się, zapożyczała ze Spisza, Orawy, Liptowa, ale nawet z Bałkanów i Tyrolu, poprzez służbę w Austro-Węgierskim wojsku. I dziś musi szukać dalszych dróg rozwoju. Gdyby zatrzymać ją w stanie wszystko jedno czy z 1935, czy 1955 roku, będzie to zarazem zamknięciem jej w skansenie, będzie to jej śmiercią.

Wspólne nagrania z Rastamenami jamajskimi nie wyszły może najlepiej, ale moim zdaniem z winy posłużenia się wierszami Czubernatowej. Zbyt nowoczesna była struktura tych wierszy w stosunku do prostych fraz melodycznych, czy to góralskich, czy reggae Twinkle Brothers. Za to Góralcka Apo-calypso wydaje mi się udana. A na tym nie koniec.
Czekajmy, usłyszymy...

Zosia - żona Władzia Hania - córka
Władek portretuje moją Bożenę

Okąd pokończyły się nasze studia, spotykamy się coraz rzadziej. Ale czujemy się nadal, jakbyśmy rozstali się wczoraj. I tylko dzieci coraz starsze nam przypominają o upływie czasu.


Więcej informacji znajdziesz na stronach:

Informacje o zespole Trebunie-Tutki i o ich nagraniach. http://www.trebunie.pl

Joanna Kowalów, Jarosław Kolak: Władysław Trebunia-Tutka - artysta i muzyk podhalański wywiad z artystą.

Tygodnik Podhalański o wystawie malarstwa Władysława Trebunii: Renesansowy artysta

Oficjalna strona o Władku Trebunii-Tutce http://www.bialydunajec.pl/tutka.htm


Powrót do strony głównej | Strona tatrzańsko-podhalańska | Wieści rodzinne | Strona katolicka | Strona astrologiczna | Z szuflady grafomana

Na górę strony