Kazek Urbańczyk - Strona rodzinna

Wiadomości rodzinne - styczeń-grudzień 2010:

Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej
na dół strony

Rok 2010 był rokiem stosunkowo spokojnym, pogodnym, radosnym. Nadal pracuję w CHEMKOPie i dorabiam w PAN. Galeria Muzeum Narodowego powróciła do Sukiennic, w związku z tym Bożena na nowo pracuje w Sukiennicach.
Michał rozpoczął trzeci rok studiów na Informatyce Stosowanej na Wydziale EAIE AGH.

Urodził się Olgierd Urbańczyk, syn Anny Jana Urbańczyka, 15 stycznia 2010, w Krakowie.

1. Tylko dwukrotnie wyjeżdżałem służbowo za granicę:

Głównym wydarzeniem roku był jednak wyjazd do Peru, Boliwii i Chile z Polskim Stowarzyszeniem Górnictwa Solnego.

2. To były piękne dni czyli byliśmy m.in. na:

Świętowaliśmy także ślub Katarzyny Urbańczyk z Patrykiem Faraj

3. Ominęły mnie atrakcje nocnego złazu na Leskowiec, były na szczęście też inne okazje do pośpiewania piosenek turystycznych

.


następne   na górę strony

Narodziny   15 stycznia 2010 r. przyszedł w Krakowie na świat Olgierd Urbańczyk, syn Jana a wnuk Stanisława Jakuba, mego brata.

Nowonarodzony potrzebuje dużo snu.

A wyspany, z ciekawością patrzy na świat.

Gdzie może być bezpieczniej, jak na ręku ojca?

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.1   W Canfranc odbywała się w dniach 26-29 kwietnia kolejna konferencja plenarna pan-europejskiego projektu LAGUNA (akronim od "Large Apparatus for Grand Unification and Neutrino Astrophysics"). Dotyczyła ona podsumowania projektów wykonanych dla siedmiu kandydujących lokalizacji podziemnego laboratorium astrofizyki neutrinowej z megadetektorem.

W Canfranc znajduje się największy w Europie dworzec kolejowy. Wybudowano go dla obsługi tunelu kolejowego pod Pirenejami (Monte Tobazo), łączącego Francję z Hiszpanią. Niestety, połączenie kolejowe przez tunel budowany z perturbacjami długie lata, otwarte uroczyście w 1928 roku, miało pecha. Podczas wojny domowej tunel zamknięto, po II wojnie światowej znowu uruchomiony, funkcjonował do 1970 r, gdy w katastrofie kolejowej uległ zniszczeniu most w L'Estanguet po francuskiej stronie. Ogromny, rozległy dworzec popadł w zupełną ruinę.

Nieczynny tunel wykorzystali astrofizycy i stworzyli, wykuwając dodatkowe pomieszczenia, podziemne laboratorium.
Na zdjęciu obok - wjazd do tunelu, tory kolejowe są już zlikwidowane.

A ponad tym wszystkim wznoszą się szczyty Pirenejów.

Do Canfranc jechaliśmy z Saragosy. Ku mojemu wielkiemu żalowi, nie było czasu na zwiedzenie katedry. Mogłem tylko zrobić zdjęcie z daleka.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.2   W Lipsku z kolei byłem w październiku, z racji konferencji Solution Mining Research Institute.

W wolnych chwilach przypominałem sobie, jak wygląda Lipsk, np. jego Ratusz

Albo kościoły.

Mieliśmy wycieczkę techniczną do Stassfurtu. Miasto w swoim czasie bardzo ucierpiało od szkód górniczych. Jeziorko, widoczne obok, wypełnia zapadlisko, kiedyś w tym miejscu było średniowieczne centrum miasta.
Przed kilku laty miejscowe zakłady Sodawerk wykupione zostały przez polski Ciech, ku zadowoleniu obu stron.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.3   Polskie Stowarzyszenie Górnictwa Solnego zorganizowało w 2010 roku Wyprawę "Salary Ameryki Południowej". 24.08-17.09. Wybrałem się tam, zabierając Bożenę. Stronę organizacyjną wyprawy wzięło na siebie Biuro Turystyczne Gaudeamus z Krakowa. Spisało się na medal.

Zaczęliśmy od Limy, stolicy Peru. Obok - widok spod katedry na główny plac miasta.

Katedra w Limie jest z 1555 roku. Kiedy podczas trzęsienia ziemi w 1746 runął strop katedry, jezuita Juan Rher zastąpił dawny strop stropem drewnianym, tak chytrze go pomalował, że nikomu do głowy nie wpadnie, że jest on drewniany, jeśli tego nie wie.

Następnym punktem wycieczki było Paracas, nieco na południe od Pisco, znanego z produkcji alkoholi.
Z Paracas wypłynęliśmy zobaczyć Wyspy Ptasie - Islas Ballestas. Jak widać ptactwa tam zatrzęsienie. Ale już nie tak wiele, jak przed 20 laty, co widać po tym, że guano narasta wolniej. Przyczynę upatruje się w nadmiernych połowach ryb u wybrzeży Peru, nie wystarcza już ich dla tylu ptaków, co dawniej.

Dolne partie skał zajmują uchatki. Ich jest tu także sporo, samce są większe i czarne, samice bure.

W trakcie częstowania pelikana rybką. W pobliżu portowych restauracyjek licznie szwendają się pelikany. Czekają na resztki jedzenia. Turystom gotowe są jeść z ręki. Usłużni sprzedawcy z wiaderkiem rybek są pod ręką, gdyby kto zechciał.

Na południe od Paracas jest rezerwat Reserva Nacional de Paracas. Obejmuje on wybrzeże Pacyfiku i kawał przylegających pustyń. Wybrzeże tworzy piękny klif. Skały, jak też żwirek u ich podnóża mają najróżniejsze kolory.

Playa Supay (pod Paracas) - Klif piaskowcowy ma niesamowitą rzeźbę. Sami przyznajcie, czyż nie ma on w sobie uroku?

Wiatr wieje stale od Pacyfiku ku lądowi i z wybrzeża zdmuchuje piasek wgłąb lądu. Tworzą się tam rozległe piaszczyste pustynie. Jedną z atrakcji turystycznych Paracas jest możliwość przejażdżki po stromych wydmach pustynnymi bolidami. Zabezpieczamy się, jak możemy, ale i tak będziemy mieć sporo piasku w butach, kieszeniach...

A spacer w centrum pustyni i wypatrywanie, gdzie się kończy jest dodatkową atrakcją, kiedy kierowcy naprawiają silnik bolida. W końcu i do niego piasek się wciska i od czasu do czasu trzeba w nim pogrzebać.

Przyszła kolej na Nasca. Wynajętymi awionetkami przelecieliśmy nad słynnym płaskowyżem, na którym znajdują się wielkie "geoglify", czyli linie tworzące rysunki, które dostrzec można jedynie z samolotu.

Słynny rysunek rzekomego kosmonauty nie znajduje się na terenie płaskim, jak większość rysunków, ale na zboczu niewielkiego wzniesienia. Trudno go dostrzec, zwłaszcza gdy jest w cieniu.

Oprócz linii tworzących figury (np. kolibra) płaskowyż przecinają liczne liniie, pasy, w których Erich von Däniken dopatrywał się imitacji pasów startowych. Zapewne miały jednak znaczenie astronomiczne.

W na południe od miasta Nasca (30 km) znajduje się Cementerio Arqueológico de Chauchilla, rozległe cmentarzysko, gdzie w wiekach II-IX lud Nasca grzebał zmarłych, po uprzedniej mumufikacji. Niestety, zmarłym dawano do grobu różne zaopatrzenie, co spowodowało, że wiele grobów zostało całkowicie zniszczonych przez rabusiów ceramiki. Ostatnio więc teren jest strzeżony, a część grobów odkopana, uporządkowana i zabezpieczona, by mogli je obejrzeć turyści.

Droga z Arequipy do Chivay i kanionu Colca prowadzi przez przełęcz Patapampa 4870 m. Widok na Volcán El Misti 5822 m.

W dolinie prowadzącej na przełęcz i na sąsiadującym płaskowyżu można zaobserwować stada wigoni. Spotyka się także półdzikie lamy i alpaki. Teren jest więc rezerwatem wchodzi w skład Reserva Salinas y Aguada Blanca.

Z przełęczy Patapampa szosa schodzi do Chivay serpentynami, miejscami karkołomnymi.

W punktach widokowych i w miasteczkach miejscowi sprzedają swe wyroby turystom. Tutaj widzimy Indianki z Maca, w charakterystycznych strojach plemienia Collagua.

Scena uliczna w Maca.

Mówi się, że kanion Colca jest nagłębszy na świecie, ale leżący paręset kilometrów dalej kanion Cotahuasi jest głęboki na 3370 m, gdy Colca ma "jedynie" 3207 m. Tak czy owak to o wiele więcej niż słynny wielki kanion Colorado.
Niewielką terasą ok. 1200 m nad dnem kanionu biegnie szosa, poniżej liczne ścieżki, którymi mogą spacerować turyści. Obok widok z takiej ścieżki.

Zbocza porasta uboga roślinność typu pustynnego. Dominują kaktusy San Pedro (o ile się nie mylą nasi przewodnicy, którzy prawie o każdym kaktusie mówią, że to San Pedro).

No i my nie możemy odmówić sobie pamiątkowego zdjęcia nad kanionem.

Kolejnym miastem na naszej trasie było Cusco, dawna stolica państwa Inków. Obok Plaza de Armas - główny plac w mieście.

W klasztorze Dominikanów z XVI w, trzęsienie ziemi w 1953 r. odsłoniło resztki inkaskiej świątyni słońca Coricancha, na murach której klasztor zbudowano. Teraz można je zwiedzać

Nad miastem Cusco wznosiła się twierdza Inków Sacsayhuaman. Konkwistadorom nie udało się zburzyć do końca jej megalitycznych murów.

Pomyśleć, że Inkowie nie znali żelaza, że obrabiali kamienie narzędziami kamiennymi a tak je umieli dopasować... że wielotonowe bloki skalne transportowali przez doliny...

Jakie procesy tak wyżłobiły święte wzgórze Rodadero, w obrębie Sacsayhuaman?

Kawałek dalej, wgłąb doliny, w bardzo malowniczej scenerii wznosi się kolejna twierdza Pukapukara. W pozostałościach dawnej bramy.

A u podnóża Pukapukara jest Tambomachay - kompleks wodnych świątyń, niektórzy nazywają je łaźniami Inki.

Pasterze alpak. W okolicy są specjalne hodowle różnych gatunków lam i alpak oraz rękodzielnicy barwiący wełnę tradycyjnymi barwnikami i tkający z nich szale, kilimy, zasłony. Dzięki stosunkowo wysokim cenom, jakie turyści płacą, wioska może się utrzymać.

Inkowie z sobie znanych powodów budowali swe miasta na szczytach wzniesień. Zbocza u podnóża miast zamieniali na tarasy uprawne.

Twierdza Pisac powitała nas deszczykiem, na szczęście przelotnym.

W następnej twierdzy - Ollantaytambo - podziwiamy kolejny mur megalityczny. W Ollantaytambo chronił się jakiś czas Manco Inka, po klęsce powstania przeciw Hiszpanom.

I tutaj strome zbocze poniżej twierdzy i świątyń pokrywają tarasy uprawne.

Tarasy uprawne Inkowie umacniali kamiennymi murami, chroniąc przed erozją. A nie były to mury niskie...

Ile musiało kosztować pracy takie dogładzenie bloków, że nawet kartki papieru nie sposób wcisnąć pomiędzy nie. Widać na kilku blokach występy, jakie służyły do mocowania lin podczas transportu. Po ukończeniu muru, skuwano je, tu proces skuwania nie został dokończony, prace przerwał najazd konkwistadorów hiszpańskich.

Miasto Machu Picchu przez stulecia było nieznane Hiszpanom, dzięki temu mury jego ocalały.

Miasto otaczały mury, które chroniły też tarasy uprawne.

Zarząd i Komisja Rewizyjna PSGS prezentują flagi narodowe.

Nie przetrwały strzechy domów, nie były kamienne. Mury też są gołe i puste. Wszelkie przedmioty, jakie tu były, Hiram Bingham, archeolog, wywiózł do Yale. .

W niektórych miejscach zalegają głazy jeszcze nieobrobione. Inkowie przerwali budowę porzucając miasto, na rozkaz Manco Inki, wycofującego się przed Hiszpanami do Vilcabamby.

Serce Machu Picchu - świątynia Słońca - jedyny budynek o murach kolistych, z otworami do obserwacji astronomicznych.
Niestety, pogoda z początku do zniesienia (choć szkoda, że mgły wędrujące po górach zasłaniały widoki), zaczęła się systematycznie pogarszać. Rozpadał się uporczywy deszcz, mgła się zaciągnęła, przemokliśmy mimo peleryn i nieprzepuszczalnych kurtek.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.4   Po Peru przyszła kolej na Boliwię.

Zwiedzanie Boliwii rozpoczęliśmy od Copacabana. Podobno nazwa jest przekręconym indiańskim "Kota Kahuana", co miało znaczyć "Widok jeziora". Miasto leży nad jeziorem Titicaca.
Sercem Copacabany jest katedra z kaplicą Virgen de la Candelari, (Panna Gromniczna). Tę Czarną Madonnę wykonał XVI w, potomek Inków, Francisco Tito Yupanqui. 5-6 sierpnia odpust.

Na Wyspie Słońca, na jez. Titicaca jest wiele zabytków inkaskich. Tam wedłuch ich legend narodziły się Słońce i Księżyc. Z ruin "labiryntu" spoglądamy na jezioro.

A w dali za jeziorem wznoszą się łańcuchy Andów.

W La Paz - oczekujące na autobus.

W La Paz - przechodząca Indianka.

W pobliżu La Paz, na widocznym tu masywie Chacaltaya (Cordillera Real), było kiedyś najwyżej położone pole narciarskie na świecie. Jednak gdy lodowiec stopniał w 80% zakazano jazdy na nartach. Teraz spieszą tam turyści z różnych krajów, by osiągać rekordy wysokości.

Najwyższy szczyt Chacaltaya liczy 5431 m n.p.m. Jak widać na zdjęciu, prowadzi nań wcale wygodna ścieżka. Ale nawet tą ścieżką podejść o te 130 metrów powyżej schroniska, wcale nie jest lekko. Powietrze jest już nieźle rozrzedzone. Nawet na niższych wysokościach dokucza choroba wysokościowa.

Jak widać, ekipa PSGS, choć nie w komplecie, dotarła na główny wierzchołek.
Bożena zwalczywszy lekami chorobę wysokościową, dotarła na drugi wierzchołek Chacaltaya, 10 m niższy.

Z kolei na południowych obrzeżach La Paz, w Mallasa, zerodowane tufy i iłowce utworzyły niesamowity krajobraz skalnych iglic i dziur. Nazwano go Valle de la Luna - Doliną Księżycową

Kolejne miasto na naszej trasie to Potosi, jedno z najwyżej położonych miast świata ok. 4200 m n.p.m. W XVII w. miasto liczyło 160 tys. mieszkańców, czyli więcej niż ówczesny Paryż, Londyn, czy Rzym.
Bożena poprawia ekwipunek górniczy, w którym będzie zwiedzać dawne kopalnie srebra.
Od czasów konkwisty wydobyto z kopalń Potosi ok.46 tys. ton srebra. Kopalnie zamknięto w 1985 r., ale do dziś górnicy na własną rękę wydobywają niskoprocentowe rudy cynku i innych metali. W kopalniach Potosi straciło życie wiele tysięcy górników.

Z Uyuni, przez bezdroża andyjskiego Altiplano, przez salary ku granicy Boliwijskiej, trzeba jechać autami terenowymi.

Salar Uyuni jest największy na świecie, liczy 10 582 km2. Leży 3656 m n.p.m. Orientacyjne rozmiary 160 km x 135 km. Największa odległość od brzegu do brzegu jest ok. 200 km!
W porze deszczowej potoki z wysokich gór zalewają salar, w porze suchej odparowują i jezioro pokryte jest warstwą solnej kry, grubości do 6 m. Sól wytrąca się w jeziorze od 40 tys. lat. W rejonach brzeżnych solanka zawiera duże ilości litu i magnezu.
Powierzchnia salaru jest niesłychanie równa, deniwelacje nie przekraczają 41 cm. Satelity korzystają z tego, by skalibrować pomiar wysokości nad Ziemią.

Na Salarze Uyuni jest kilka wysp. Na jednej z nich - na Incahuasi - powstało parę obiektów dla turystów, m.in. wytyczono ścieżki prowadzące na wzgórza wyspy, skąd roztaczają się rozległe widoki. .

Wyspę porastają kaktusy Echinopsis atacamensis pasacana, będące pod ochroną. Rosną one ok. 1 cm na rok. Na wyspie dochodzą do 12 m, co oznacza wiek rzędu 1200 lat!

Z czego tu zbudować schronisko dla turystów? Proste. Z soli. Z powierzchni salaru wycina się bloki i z nich buduje ściany, stoły, ławy, łóżka i co trzeba. Tylko w tamtejszym klimacie, gdzie praktycznie nie padają deszcze, obiekty takie mogą przetrwać.

Po drodze trzeba sforsować nasyp z torami kolejowymi, biegnącymi do Chile.

Postój na andyjskiej przełęczy.

Na tle słonego jeziora - Laguna Cañapa.

W słonych jeziorkach masowo pojawiają się słonolubne skorupiaczki, które widać smakują flamingom. Ogromne stada flamingów zlatują się i żerują w andyjskich lagunach.

Posiłek nad Laguna Cañapa. Nasi kierowcy pełnią zarazem funkcję kucharzy.

Pole geotermalne Sol de Mañana (Słońce poranka). Fumarole wysyłają obłoki pary, miescami niemal cała powierzchnia gruntu dymi.

Jest też pewna liczba niewielkich kraterów, wypełnionych gotującym się błotem. Pachnie (czy raczej śmierdzi) siarkowodorem. Podobno to najwyżej położony (ok. 4850 m) taki obiekt na świecie.

Wreszcie Laguna Verde (czyli zielona), w tyle za nią wulkan Licancabur (6014 m n.p.m.).

Widok na ostatnie szczyty przed granicą chilijską. Bajeczne kolory zawdzięczają wulkanicznym popiołom.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

1.5   No i jesteśmy w Chile. Tu nasza wyprawa zaczęła wytracać tempo. Już nie zmienialiśmy ciągle miejsca pobytu. Robiliśmy raczej wypady. Na początku z San Pedro de Atacama.

Po chilijskiej tronie Andów również są pola geotermalne, najwyższe z nich, El Tatio na wysokości "tylko" 4300 m.
Podobnie jak boliwijskie Sol de Mañana, El Tatio najlepiej prezentuje się o wschodzie słońca. Ale temperatury są wtedy 10 stopni niżej zera. Z kraterów bucha gorąca para, a ziemia skuta lodem. Wymarzliśmy zdrowo.

Obłoki pary na tle ciemnych zboczy gór, zza których ledwo co słońce wzeszło, robią wrażenie.

Z niektórych kraterów tryskają nieduże gejzery.

A w San Pedro sucho, gorąco, cienia użyczają stare drzewa.

Jakże różny jest Salar de Atacama od salaru Uyuni. Ten zasilany jest wodami gruntowymi, solanka parując tworzy na powierzchi enkrustacje soli z domieszką iłu i piasku.

Pustynia Atacama to najsuchszy obszar na świecie. Deszczyk tu pada przez ok. kwadrans na kilkadziesiąt lat. Po dawnych epokach pozostały szerokie doliny erozyjne. Cordillera de la Sal, w pobliżu San Pedro de Atacama.

Dno dolin, a często i zbocza są piaszczyste.

Skały w Dolinie Śmierci, Cordillera de la Sal pod San Pedro de Atacama.

Jedna z dolin nosi nazwę Doliny Księżycowej. Kiedyś były tu kopalnie soli. Obecnie turyści zjeżdżają się tłumnie, by podziwiać niesłychanie barwne zachody słońca.

Szczyty Andów pokrywają się czerwienią, a jej pasek jest coraz węższy i węższy...

Kolejną naszą bazą w Chile było Iquique. Stamtąd zwiedziliśmy największą kopalnię soli na świecie - Punta de Lobos, wchodzącą w skład koncernu ESCO.

Kopalnia jest odkrywkowa, eksploatuje Salar Grande. Pokład soli ma minimum 60 m miąższości. Esploatowany jest strzałowo, 6 poziomami po 10 m.

Z Iquique, po 26 godzinach jazdy autobusem dotarliśmy do Santiago de Chile. Na zdjęciu Plaza de Armas z katedrą. Zwiedziwszy parę muzeów, i odbywszy spacery po najciekawszych miejscach, wrócliśmy do Polski.

I tu kończę fragmentaryczną relację z Wyprawy PSGS. Jest trochę długa, mimo, że tyle miejsc i interesujących opowieści pominąłem. Miesiącami zastanawialiśmy się, które zdjęcia z 6500 jakie zrobiliśmy, są interesujące. I każdy wybór wydawał się nieudany, patrząc na to, co pominięte. Podobnie i teraz.
I aż się wierzyć nie chce, że to wszystko się zamknęło w 23 dniach!

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.1   Ksiądz Adam Boniecki obchodził tego roku jubileusz 50-lecia kapłaństwa. Święcenia kapłańskie przyjął 11 czerwca 1960 roku we Włocławku. "Oficjalne" obchody odbyły się w Krakowie 13 czerwca 2010, w kościele św. Floriana oraz w Warszawie 19 czerwca, w kościele NMP Matki Miłosierdzia na Stegnach.
Jednak my, dawni wychowankowie Duszpasterstwa Akademickiego przy kolegiacie św. Anny w Krakowie uznaliśmy, że mamy prawo do odrębnej uroczystości.

Zorganizowaliśmy ją 29 maja. Na okolicznościową Mszę św. w kolegiacie św. Anny zjechało ok. 140 dawnych "podmiotów" adamowego duszpasterzowania. Na zdjęciu w trakcie wychodzenia z kościoła po Mszy św.

Z tej okazji wydaliśmy wspomnieniową książkę "Zaczęło się u św. Anny". Składają się na nią 54 relacje ilustrowane kilkuset zdjęciami.
Naszym zdaniem słowa św. Pawła: Czy potrzebujemy, jak niektórzy listów polecających...? Wy jesteście naszym listem,... który czytają wszyscy ludzie. Powszechnie o was wiadomo, żeście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego, nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc... stosują się do nas i ks. Adama. Wiemy doskonale, że tego listu pisanego w sercach naszych nie sposób przelać na papier, mimo to podjęliśmy taką próbę, zanim odejdziemy i już nas tu nie będzie.
Nakład 400 egz. jest już wyczerpany.

Książkę wręczyliśmy na spotkaniu towarzyskim, jakie się odbyło potem w salach "Herbewa". Było wygłaszanie laudacji, były śpiewy i moc innych atrakcji. Adam oczywiście odczytał fragment "Rekreacji Mikołajka".

Licznie zgromadzone grono przyjaciół ks. Adama odświeżało pamięć dawnych lat m.in. lekturą "Jak Lenin rzucał palenie" (Zoszczenko), czy "Wizyta w Poroninie".

Wyświetliliśmy też film "Bogu dzięki za księdza Bonieckiego". Mimo, że obok była wyżerka i wino dostarczone przez Andrzeja Barańskiego, większość uczestników tkwiła na sali. Widać było warto.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.1   Ślub Katarzyny Urbańczyk z Patrickiem Faraj odbył się 5 września, w Bejrucie, w kościele św. Eljasza. Nieliczni z polskich krewnych panny młodej byli w stanie polecieć do Bejrutu. Dla nich odbyły się "poprawiny wesela" 16 października.

Zaczęło się nabożeństwem w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego na Osiedlu Jana III Sobieskiego w Poznaniu.

        ...     ...     ...        

Następnie odbyło się przyjęcie w Pałacu w Kobylnikach.

Był to praktycznie zjazd rodzinny. Trochę się jadło, ale też toczyło rozmowy. Niebagatelną atrakcją było wyświetlanie zdjęć i filmików z przygotowań do ślubu, ślubu i wesela w Bejrucie.

Państwo młodzi przymierzają się do dzielenia płonącego tortu.

Szczęść Boże młodej parze!

Wracając zatrzymaliśmy się u Ksawerego i Doroty, z którymi wybraliśmy się do Arboretum Kórnickiego.

Niesamowicie wyglądają pneumatofory (korzenie powietrzne) Cypryśnika błotnego.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

3   Śpiewanie piosenek turystycznych to jest to, co lubię. Jest kilka takich okazji w roku. Tego roku m.in.

Uczestniczyłem w śpiewaniu u Jasia Anielskiego w Biurkowie (czerwiec).

Śpiewaliśmy 11 listopada w Garlicy Murowanej, w Stacji Doświadczalnej krakowskiego UR, dzięki uprzejmości Jasia Skrzyńskiego.

A 3-5 grudnia w hostelu Koss w Górkach Wielkich.

A piękna, mroźna pogoda zachęca do ruszenia w Góry. Wybraliśmy się więc na Równicę. Z widoków po drodze:

A z Równicy podziwialiśmy zachód słońca.

poprzednie   na dół strony

  na górę strony
Poprzednie wiadomści rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej