Kazek Urbańczyk - Strona rodzinna

Wiadomości rodzinne - styczeń-grudzień 2017:

Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej
na dół strony

Z rodzinnych wydarzeń roku 2017 warto odnotować:

1. Na ten świat przyszła:

2. Sukcesy w rodzinie:

3. Udało się wyremontować:

4. Wyjeżdżaliśmy:

5. To były piękne dni czyli pojawiliśmy się m.in. na:

6. Wzięliśmy udział w pogrzebie Piotra Szczęsnego

.

Poza tym:
Zakończyłem ostatecznie pracę w Chemkopie. Staram się nadal utrzymać aktywność zawodową jako freelancer. Bożena wykorzystuje wolny czas na emeryturze udzielając się w Klubie Tygodnika Powszechnego. Zorganizowała m.in. wspólny wypad do Gdańska, by zwiedzić Muzeum II Wojny Światowej, póki jeszcze "dobra zmiana" nie zdążyła się za nie zabrać.
Michał nadal ciężko pracuje we Floboxie.

No i nadal, jeśli się uda, fotografuję przyrodę. Tu i tam


następne   na górę strony

1.1
6 kwietnia 2017 przyszła na świat, w szpitalu św. Zofii w Warszwie Emilia Urbańczyk, córka Agnieszki i Jakuba Urbańczyków. Jakub jest synem Zbigniewa i wnukiem Leona Urbańczyka, który był bratem mego ojca.

Emilka, jak widać, ma się dobrze. Gratulujemy szczęśliwym rodzicom.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.1   Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, w ramach obchodów swego 50-lecia, nadał doktorat honoris causa prof. Jerzemu Mikułowskiemu-Pomorskiemu (mężowi ś.p. Aliny, córki Wandy z Nitschów Tarnowskiej będącej siostrą mojej mamy).

Powitanie.

Przy okazji warto wspomnieć o wspomnieniach Jurka, wydanych pod tytułem "Reperować płot, czy wymierzać sprawiedliwość"

15 listopada 2017,

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.2   Maria Urbańczyk obroniła pracę doktorską pt. "Pamięć zbiorowa kraju w narracji audiowizualnej" na Wydziale Nauk Społecznych i Humanistycznych – Uniwersytetu Javeriana (Pontificia Universidad Javeriana) w Bogocie.

Publiczna obrona pracy doktorskiej odbyła się 12 grudnia 2017.

Maria jest córką mojego brata Stanisława Jakuba. Jej macierzystym wydziałem jest Wydział Komunikacji i Języków Uniwersytetu Javeriana.

Mąż Marii - Gustavo Alberto Cantillo Ramirez jest wybitnym chirurgiem w Bogocie.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

2.3   A tymczasem córka Marii - Tamara Elwira Cantillo Urbańczyk ukończyła 5-letnie studia wyższe, również na Wydziale Komunikacji i Języków – Uniwersytetu Javeriana (Pontificia Universidad Javeriana) w Bogocie. Jej praca dyplomowa nosi tytuł "Herbata czy kawa – młodzieżowe portrety rodzin polsko-kolumbijskich".

Warto tu też nadmienić, że film nakręcony przez grupę studentów Uniwersytetu Javeriana, w tym Tamarę Elwirę, zdobył kilka międzynarodowych nagród, nie licząc nominacji.
Tytuł filmu "Desayuno con Tiffany".
Na razie w sieci dostępny jest tylko jego trailer.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

3.1   Udało się wreszcie, po wielu latach starań, przeprowadzić remont grobowca rodzinnego Glatmanów na cmentarzu Rakowickim. W grobowcu spoczywają moi pra-pra-dziadkowie - Maurycy Glatman (1827-1897) i Emilia z Gebhardtów Glatmanowa (1830-1909), a także ich dzieci Artur (1864-1990) i Adela (-1891)
Grobowiec był w dyspozycji mojej babci, Kamili Nitschowej, która go zamówiła i załatwiała pogrzeby.
Wymagał on remontu jeszcze za jej życia, ale nie było na to środków. Później moja mama starała się o zgodę na remont, ale gdzieś zaginęły dokumenty stwierdzające jej prawo do grobowca. Zmarła nie zdążywszy pokonać trudności biurokratycznych.
Dopiero mnie udało się, na drodze sądowej, odzyskanie praw do grobowca, a także uzyskanie ze SKOZK pokrycia 50% kosztów remontu.

Wygląd grobowca przed konserwacją.

I widok obecny (listopad 2017).

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

4.1   Już dawno zamierzaliśmy odwiedzić Pragę, stolicę Czech (byliśmy tam w 1977 roku, czyli było to dawno i nieprawda), ale wciąż coś przeszkadzało. Tym razem udało się namówić na wspólny wyjazd grupę przyjaciół, wynająć autobus, załatwić przewodnika, zarezerwować hotel...

Czy widzieliście londyński autobus wykonujący "pompki"?
Takie cudo znajdowało się opodal naszego hotelu Chodov. Twórcą, który wzbogacił autobus o taką umiejętność jest czeski rzeźbiarz David Černý (ur. 15 grudnia 1967 w Pradze), który lubuje się w tworzeniu niekonwencjonalnych instalacji, nieraz prowokacyjnych czy obrazoburczych.

Oto kolejne dzieło Davida Černego: Koń, a właściwie Św. Wacław na koniu do góry nogami.
Ma on prezentować światu wysoką autoironię Czechów. Jest to bowiem nawiązanie do najbardziej znanego pomnika Pragi - św. Wacława na Václavském náměstí. Święty siedzi na zdechłym koniu jakby nigdy nic, równie dumny, z lancą w ręce, jak pierwowzór.
Ciekawe, co by było, gdyby w Polsce ktoś tak przedstawił Jana III czy Kościuszkę?
Ale i humor Czechów ma granice: Černý zamierzał postawić pomnik symetrycznie do "oryginału" na przeciwległym końcu Placu Wacława. To nie przeszło. Stoi, czy raczej wisi, w Pałacu Lucerna, znajdującym się plus minus przy połowie Placu Wacława.

A tu oryginakny pomnik św. Wacława, dłuta Josefa Václava Myslbeka, postawiony w 1912 roku.

Tu z kolei pomnik-głowa Franza Kafki, Składa się z ruchomych plastrów, które co jakiś czas przekręcają się, tak że najpierw głowa się deformuje, a potem okazuje się, że patrzy w innym kierunku.
Kawałek dalej widzieliśmy inne dzieło tegoż autora - Zygmunta Freuda jako wisielca, ale na zdjęciu nie wgląda to tak efektownie, jak w rzeczywistości

A tu perwersyjna fonatanna "sikający panowie". Podobno, według Černego oddawanie moczu jest czynnością przyjemną. I tak samo czynnością przyjemną było wejście Czech do Unii Europejskiej (dzieło powstało z tej okazji). Trzeba też dodać, że sikające penisy panów poruszają się. A zeby było jeszcze przewrotniej, basen do którego sikają to konturowa mapa Republiki Ceskiej.
I znów myślę, że gdyby w Polsce powstało podobne dzieło, zaraz jacyś "patrioci" spod znaku ONR by je zniszczyli. Nasz polski patriotyzm jest chyba strasznie ponuracki i dęty.

Scena z Przygód Swejka, jako reklama restauracji przy Placu Betlejemskim 7.
Szwejk przecież rozsławił w świecie Czechów i Pragę...

U Nováků - fronton kamienicy w stylu art nouveau, z 1901-4. Mieści się tam m.in. Variete, kasyno, ale dla turystów chyba najciekawsza jest "paternoster" - niezatrzynująca się winda okrężna.

Widok z ogrodów franciszkańskich na kościół pw. Matki Boskiej Śnieżnej z XIV wieku. Zamierzony był jako najwyższy budynek w ówczesnej Pradze. Na przeszkodzie stanął brak funduszy, a później wojny husyckie. Można tu wspomnieć, że to z tego właśnie kościoła wyruszyli w 1419 roku zwolennicy Husa, by dać nauczkę miejskim rajcom, co zakończyło się defenestracją siedmiu rajców.

Widok na kościół św. Marcina w Murze (kostel sv. Martina ve zdi). Rekonstrukcja z 1905 roku dawnego romańskiego kościoła z I połowy XII w (z gotyckimi przeróbkami z XIV/XV w). Za panowania cesarza Józefa II kościół został zamieniony na warsztat. Obecnie należy do Czeskiego Kościoła Ewangelickiego.

Widok na katedrę pw. św. Wita (na Hradczanach) od strony wschodniej. Ta część katedry jest najstarsza, XIV-wieczna.

Ołtarz w Kaplicy Arcybiskupiej (św. Agaty), neogotycki tryptyk Josepha Mockera i Jana Mráza dedykowany Świętemu Wojciechowi. W kaplicy tej znajdują się również relikwie św. Wojciecha, wywiezione z Gniezna przez Brzetysława I w 1038 roku.

Fragment ołtarza w Kaplicy Nśw. Marii Panny, ze sceną Nawiedzenia.

Również na kościół św. Jerzego warto patrzeć od wschodu, podziwiając XI-XII-wieczne prezbiterium, zamiast zbarokizowanego frontonu.

XIII-wieczne freski są jednym z najcenniejszych zabytków kościoła św. Jerzego na Hradczanach.

Zwiedziliśmy też leżący u podnóża Hradczanów pałac i ogród Wallensteina (Valdsteina). W pałacu mieści się m.in. Sala Posiedzeń Senatu Republiki Czeskiej. W ogrodzie (na zdjęciu) rozmieszczono figury postaci mitycznych, autorstwa Adriaena de Vries, nadwornego rzeźbiarza Rudolfa II. Są to jednak kopie z brązu, oryginały wywieźli Szwedzi podczas wojny 30-letniej. Są eksponowane w okolicach Sztokholmu.

Będąc w Pradze, koniecznie należy odwiedzić dawną dzielnicę żydowską. Synagoga Staronowa (zdjęcie obok) jest najstarszym w Europie żydowskim wciąż czynnym domem modlitwy. Zbudowano ją w 1270 roku, w stylu wczesnogotyckim.

Wybraliśmy się również do Narodowego teatru (Národní divadlo), na operę Pucciniego "Madame Butterfly".

Artyści składają publiczności zbiorowy ukłon na zakończenie.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

4.2   W minionym roku jako cel wycieczki międzyklubowej Klubów Tygodnika Powszechnego wybraliśmy Dolny Śląsk i Saksonię.
Po co jeździć daleko, jeśli słabo znamy to, co mamy blisko? Wycieczka doszła do skutku w dniach 16-22 lipca. Zorganizowało nam ją Biuro Podróży "DAMAR".

Pierwsze, co zwiedzamy, to Zamek w Brzegu - siedzibę Piastów śląskich. Zamek zbudowano w XVI wieku, zachowały się niewielkie pozostałości wcześniejszych murów z XIII i XIV w.
Ozdobny portal wzniesiono w latach (1554-1560) Nad bramą figury budowniczych zamku, Jerzego II i Barbary z Hohenzollernów.

Ekspozycja w zamku pełni funkcję edukacyjną. Zgromadzone tam eksponaty to w większości kopie różnych zabytków związanych z Piastami Śląskimi.
Jedynie na górnym piętrze jest kolekcja oryginalnych dzieł sztuki. Na zdjęciu obok - Maria z Dzieciątkiem z kościoła św. Anny w Marcinowicach, datowana na ok. 1420 rok. Obecnym właścicielem jej jest formalnie Muzeum Narodowe we Wrocławiu.

Piastowie Brzescy XVI-wieczną przebudowę zamku wzorowali na Wawelu. Stąd często zamek w Brzegu nazywa się Śląskim Wawelem. Wystarczy zresztą widok tych krużganków.

Osobną ekspozycję w zamku stanowi kolekcja lamp naftowych.

Po zamku, zwiedziliśmy kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego, zbudowany w latach 1734-1739.

Fragment sklepienia w Kościele Podwyższenia Krzyża Świętego z freskami Jana Kubena (1739-1745). Przedstawiają chwałę Krzyża Świętego.
Na innych freskach można podziwiać świętych pańskich i misje zakonu jezuitów.

Następnie podziwialiśmy w Świdnicy największą drewnianą protestancką świątynię wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Pokój westfalski kończący wojnę trzydziestoletnią (1618-1648), wprowadził zasadę "cuius regio eius religio". Zasada pozbawiała protestantów śląskich możliwości sprawowania kultu. Więc Szwedzi w warunkach pokoju wymogli na cesarzu Ferdynandzie III zgodę na funkcjonowanie trzech protestanckich kościołów: w Świdnicy, Jaworze i Głogowie.
Cesarz postawił jednak warunki: kościoły mają stać poza murami miejskimi, mają zostać zbudowane w ciągu roku, z nietrwałych materiałów – drewna, piasku, słomy i gliny i bryłą zewnętrzną nie powinny przypominać kościoła.
Nie docenił cesarz determinacji i zaradności protestantów. "Kościoły pokoju" postawiono.

Świdnicki kościół jest bazyliką na planie krzyża, zbudowaną w technice szachulcowej (drewniany szkielet wypełniony masą z gliny i słomy).

Wnętrze Kościoła Pokoju w Świdnicy. Widać w głębi XVII-wieczne organy, ze wspaniałym barokowym prospektem, podtrzymywanym przez dwóch atlasów, ozdobione ruchomymi figurkami aniołków.

XVIII-wieczna ambona w Kościele Pokoju. Jej kosz przyozdabiają Wiara z krzyżem, Nadzieja z kotwicą i Miłość z dzieckiem, a na zwieńczeniu anioł z trąbą obwieszcza Sąd Ostateczny. Na mównicy umieszczono klepsydrę podzieloną na cztery półgodzinki, która odmierzała długość trwania kazania.

Ze Świdnicy pospieszyliśmy do Książa, gdzie mieliśmy, dzięki kontaktom jednego z wrocłaskich kluboowiczów, zarezerwowaną kaplicę zamkową na odprawienie Mszy św. (niedziela, 16 lipca). Przy okazji ks. Adam ochrzcił jego wnuczkę.

Z zamkiem w Książu związana jest postać księżnej Marii Teresy Oliwii von Pless, znanej jako Daisy. Choć chyba więcej pamiątek po niej jest w Pszczynie niż w Książu.
Bogate są sale zamku, choć niekoniecznie ciekawe. Pod zamkiem wykute przez hitlerowców (a właściwie przez więźniów) lochy i schron.
Na zdjęciu obok - widok na zamek z dołu, z okolicy wyjścia z podziemnych lochów.

Piękny park u podnóża zamku w Książu.

Na koniec dnia, zwiedziliśmy palmiarnię w Lubiechowie, pod Książem. Palmiarnia, jakich wiele. Ale nie wszędzie są żółwie tak pozujące do zdjęcia.

Poniedziałek 17 lipca zaczęliśmy od zwiedzania Krzeszowa, a w nim opactwa cystersów (obecnie benedyktynek) z sanktuarium Matki Bożej Łaskawej. Uchodzi ono za perłę baroku, kandyduje do wpisu na listę UNESCO.
Opactwo założonow XIII wieku, ale widoczny na zdjęciu kościół klasztorny pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny wzniesiono w latach 1728–35.
W pobliżu jest też drugi, nieco starszy kościoł pw. św. Józefa, z lat 1690-96.

Łaskami słynie krzeszowski obraz Matki Boskiej Łaskawej, z XIII wieku, najstarszy jej wizerunek w Polsce, a także jeden z pięciu najstarszych w Europie. Namalowany jest temperą na modrzewiowej desce.

Przy kościele znajduje się tzw. Mauzoleum Piastów Śląskich. Na zdjęciu fragment sarkofagu Bolka II. Był on księciem świdnickim od 1326, jaworskim od 1346, łużyckim od 1364 roku, a także księciem na połowie Brzegu i Oławy od 1358, siewierskim od 1359, na połowie Głogowa i Ścinawy od 1361 roku (oj, strasznie skomplikowane są historie śląskich księstw, kto to spamięta?). Był to ostatni niezależny książę piastowski na Śląsku. Zmarł w 28 lipca 1368.
W mauzoleum jest również nagrobek Bolka I, oraz Władysława von Zeidlitz.

Z kolei stanęliśmy pod pałacem w Wojanowie. Pałac był wielokrotnie przebudowywany. Obecnie służy jako ośrodek hotelowo-konferencyjny.

Przy pałacu w XIX w. powstał park krajobrazowy. Spacerowaliśmy po nim jakiś czas, a potem prowadziliśmy wspólne rozmowy w pięknym plenerze.

Ostatnim obiektem zwiedzanym tego dnia była świątynia Wang w Karpaczu Górnym (Mostowa Góra). Kościółek ten zbudowano w Vang, w Norwegii na przełomie XII i XIII wieku. W XIX wieku postanowiono w Vang postawić większy kościół i dla zdobycia funduszy, dotychczasowy kościółek wystawiono na sprzedaż. Zakupił go król pruski Fryderyk Wilhelm IV i za namową hrabiny Fryderyki von Reden przewiózł i postawił tam, gdzie stoi dziś.
Gdy dotarliśmy pod kościółek rozpętała się straszliwa ulewa. Zdjęcie było zrobione tuż przedtem.

Większość elementów kościółka po jego rozbiórce i transporcie nie nadawała się do użytku. Trzeba je było zastąpić kopiami. Tak więc kościółek jest w większej mierze zrekonstruowany niż przeniesiony.
Na zdjęciu fragment jednego z oryginalnych portali.

Trzeciego dnia przyjechaliśmy do Trzebnicy. W 1202 r. Henryk Brodaty ufundował tu kościół i klasztor, do którego w 1203 r. wprowadziły się przybyłe z Bambergu cysterki. Opactwo trzebnickie było pierwszym żeńskim klasztorem cysterskim na ziemiach polskich.
W 1238 roku, po śmierci męża, Henryka Brodatego, zamieszkała tu Jadwiga Śląska. Tutaj zmarła w opinii świętości.
Sarkofag Świętej na zdjęciu. Wykonał go w 1680 r. krakowski rzeźbiarz Marcin Bielawski z różnych paczółtowickich marmurów. Jednak figura świętej została wymieniona w połowie XVIII w. na alabstrową rzeźbę dłuta Mangoldta.

Z dawnego kościoła, po wojnach i pożarach oraz odbudowach w stylu barokowym ocalało niewiele, m.in. parę romańskich portali. Oto tympanon jednego z nich, z końca XIII w. przedstawiający koronację Nśw. Marii Panny.

Tutaj tympanon kolejnego portalu romańskiego, sprzed 1230 r. przedstawiający grającego króla Dawida.

Nadeszła kolej na dawne opactwo cystersów w Lubiążu. Powstało w XIII w. Przechodziło różne koleje. W XIX w. opactwo uległo kasacie i stopniowo budynki niszczały. Stacjonowała tam Armia Czerwona, urządzając szpital psychiatryczny dla czerwonoarmistów, potem składowano tam książki i obiekty muzealne. Dopiero po 1989 roku zaczęły się prace renowacyjne, które są w toku. Wciąż jeszcze część dawnego opactwa przypomina ruinę, dużej części jednak przywrocono dawną świetność.

Na zdjęciu obok - Sala Książęca o powierzchni ponad 400 m² i wysokości 13,4 m. Figury są dziełem Józefa Mangoldta, wrocławskiego rzeźbiarza, malowidła na ścianach i plafonie - Christiana Bentuma.

Widok z ogrodu opackiego na bazylikę pw. Wniebowzięcia NMP. Zbudowana w XIV w. na romańskich fundamentach dawniejszego kościoła. Ze zbarokizowanego wystroju wnętrza niemal nic się nie zachowało.

Refektarz klasztorny. Malowidła wykonał Anton Scheffler 1733 r. Na plafonie znajduje się scena cudownego nakarmienia pięciu tysięcy.

Kolejny dzień zaczęliśmy od zwiedzania Kamiennej Góry. Na zdjęciu barokowe kamieniczki w rynku.

Zwiedzaliśmy neorenesansowy ratusz z początku XX w. Obok jeden z witraży w sali rajców miejskich, przedstawiający "Pruskie Termopile" czyli wzięcie przez Austriaków do niewoli pruskiego generała Fougues, po przegranej przez Prusy bitwie pod Landeshut (niemiecka nazwa Kamiennej Góry) 23 czerwca 1760.

Kamienna Góra była (i jest) ważnym ośrodkiem włókiennictwa lnu. Na zdjęciu dawny budynek Zakładów tekstylnych F.V.Grünfelda (obecnie "Kamodex").
Dla większości turystów, równie ważnym obiektem, jak zabytek, jest firmowy sklep "Świata lnu", którego też nie ominęliśmy.

Po tym, jak w czasie II wojny światowej alianci zbombardowali zakłady lotnicze Arado werke w Poczdamie, hitlerowcy postanowili je przenieść do Landeshut, czyli Kamiennej Góry, do podziemi. Utworzono filię obozu koncentracyjnego Gross Rosen i więźniów zmuszono do morderczej pracy przy wykuwaniu podziemnych sztolni. Śmiertelność więźniów była olbrzymia. Powstał rozległy system podziemnych korytarzy i hal, ale produkcji już nie zdążono uruchomić.
Niewielką część podziemnych lochów udostępniono do zwiedzania. Trasa turystyczna zwie się "Projekt Arado. Zaginione laboratorium Hitlera".
Dodam, że brat mego ojca, stryj Leon, był przymusowym pracownikiem technicznym Arado werke i przez jakiś czas pracował w Kamiennej Górze, tyle że w biurze konstrukcyjnym, nie pod ziemią.

Jedynym w swoim rodzaju zabytkiem jest dawna wieża mieszkalna w Siedlęcinie. Zbudowano ją ok. 1314 r. dla Henryka, księcia jaworskiego. Jednak niedługo była wieżą książęcą, już w 1368 przeszła w ręce rycerskich rodów. W XVI w. dobudowano wieży jedną (piątą) kondygnację.

Ok. 1346 r. w wielkiej auli na trzeciej kondygnacji wykonano polichromię techniką al secco, czyli kładąc farbę na wyschnięty tynk. Malowidła przedstawiają historię sir Lancelota, jednego z rycerzy Okrągłego Stołu Króla Artura.

Słuchamy objaśnień fresków oraz dowiadujemy się, że Fundacja "Zamek Chudów", będąca od 2001 właścicielem wieży, przeprowadziła konserwacje malowideł w 2006, a później także w innych salach i na innych kondygnacjach prace konserwatorskie, zabezpieczające, czy badania archeologiczne.

Ostatnim obiektem zwiedzanym na Dolnym Śląsku był zamek Czocha. Zbudowali go Przemyślidzi w XIII w. i w krótkim czasie przekazali biskupowi miśnieńskiemu. Był jakiś czas własnością Piastów Śląskich, potem różnych rycerskich rodów czeskich i łużyckich. Ostatnim (do 1945) właścicielem był Ernst Gütschow, fabrykant cygar.

Wyposażenie zamku było po 1945 rabowane przez czerwonoarmistów, szabrowników, a także urzędowych "rewindykatorów". Po 1952 r. mieścił się w nim Wojskowy Dom Wczasowy. Obecnie jest to ośrodek hotelowo-konferencyjny podlegający Agencji Mienia Wojskowego.
Na zdjęciu obok - w zamkowej bibliotece.

Jedna z półek w zamkowej bibliotece. Mam nadzieję, że "dobra zmiana" nie "zdekomunizuje" jej. Niech wiedzą zwiedzający, jaka była lektura zalecana wojskowym wczasowiczom w czasach PRL.

Na koniec "Dwa Dęby"- Karczma-zajazd w Starej Białce, gmina Lubawka. Spędziliśmy tam cztery noce. Dobre wyżywienie, sympatyczny personel. Dokoła pola, spokój i cisza.

W czwartek 20 lipca wjechaliśmy do Saksonii. Zaczęliśmy od zwiedzania Miśni. Słynie ona z tego, że tu, w 1707 powstała najstarsza w Europie manufaktura porcelany.
W 1916 roku przy manufakturze urządzono muzeum porcelany. Zwiedzający mogą się również zapoznać tu z kolejnymi etapami wyrobu miśnieńskiej porcelany.
Budynek mieszczący hale manufaktury i muzeum jest dość duży. Na zdjęciu udało mi się objąć jedynie fragment, z głównym wejściem.

W muzeum eksponowana jest porcelana miejscowej produkcji. Niesłychana ilość wzorów i barw.

Szczególny sentyment mam do figurynek z saskiej porcelany. Wiele takich, w czasach mojego dzieciństwa znajdowało się w zamożniejszych domach.

Tu zestaw figurynek przedstawiający orkiestrę symfoniczną małp.

Widok znad Łaby na Albrechtsburg, czyli wzgórze z zamkiem i katedrą, zwane Saksońskim Akropolem.

Zamek został zbudowany w latach 1471–1524 na miejscu dawniejszego grodu, przez mistrza Arnolda von Westfalen, na zlecenia braci Ernsta i Albrechta Wettinów. Ponieważ po jakimś czasie Albrecht został jedynowładcą, przyjęła się nazwa Albrechtsburg.

Dworska sala. Niestety, zamek w ostatnich wiekach był niezamieszkany. W latach 1710-1863 tu mieściła się manufaktura porcelany. W efekcie wnętrza są praktycznie rzecz biorąc, bez wyposażenia. Podziwiać można, prawdę mówiąc, tylko architekturę.

Sala bankietowa.

Wnętrza zamkowe w większości zajmuje dość obszerna ekspozycja historyczno-edukacyjna.
Obok fragment makiety objaśniającej technikę, jaką wykonywano gotyckie sklepienia.

Katedra w Miśni, pw. Jana i Donata powstała w XIII wieku. Wieże neogotyckie wzniesiono dopiero z początkiem XX w. W 1581 roku katedra przeszła w ręce ewangelików.
Na zdjęciu widok katedry od zachodu. Widać dobudowaną do katedry kaplicę książęcą, w której leżą pochowani książęta z dynastii Wettynów.

Zachodni portal katedry, prowadzący do katedry z kaplicy książęcej. Płaskorzeźby w tympanonie przedstawiają Boże Narodzenie i Pokłon Trzech Króli (niżej) i Koronację Maryi (wyżej). Figury apostołów nad archiwoltami wieńczy deisis.

Kolejny etap naszej wycieczki to Drezno. A w Dreźnie przede wszystkim zwiedza się Zwinger.
Widok na południowo-zachodnie skrzydła Zwingeru (Langgalerie) z Bramą Koronną (Kronentor) w środku.

Nad pawilonami biegną tarasy, którymi można spacerować. Trudno jednak podziwiać liczne rzeźby, bo skierowane są na zewnątrz.

Widok z tarasów na zwieńczenie Bramy Koronnej. Ponieważ August II był również królem Polski, na Bramie Koronnej oprócz herbów saksońskich są również herby Rzeczpospolitej. Jeśl dobrze przypatrzyć się zdjęciu, można dostrzec, że zwieńczenie Bramy tworzą cztery polskie orły i nad nimi korona.

Większość ludzi odwiedza Zwinger z uwagi na Galerię Obrazów Starych Mistrzów (Gemäldegalerie Alte Meister). Zawiera ona malarstwo włoskie, niderlandzkie, flamandzkie, holenderskie, niemieckie, francuskie, hiszpańskie. Nie wszystkie były dostępne, z uwagi na remont części galerii.
Obok fragment obrazu "Plac przed kościołem śś. Jana i Pawła w Wenecji", namalował go Giovanni Antonio Canal zwany Canaletto (nie mylić go z Bernardo Belotto).

Oprócz galerii obrazów, w Zwingerze jest duża kolekcja porcelany, z różnych stron świata, najwięcej chińskiej i japońskiej.

Niestety, zapomniałem zanotować, skąd i z jakiej epoki pochodzi ta wspaniała waza.

Na An der Frauenkirche. Widać tyły drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych (Hochschule für Bildende Künste). Po prawej, w głębi budynek Albertinum z galerią sztuki nowoczesnej (zwiedziliśmy ją też). Wieczorem w Akademii Sztuk Pięknych było uroczyste zakończenie roku i otwarcie wystawy dzieł studentów i absolwentów.

Wieczór nad Łabą z zachodem słońca. Most to Augustusbrücke, za nim budynek hotelu Maritim.

Na obrzeżach Drezna, w Pillnitz odwiedziliśmy kompleks pałacowo-parkowy. W swoim czasie należały do hrabiny Cosel.

Cały czas wykorzystaliśmy na spacery po pięknym parku.

Z Pillnitz pojechaliśmy do Szwajcarii Saksońskiej zatrzymując się w Bastei. Zerodowane piaskowce utworzyły najróżniejsze formy skalne. Wytyczono ścieżki, przerzucono tu i tam mostki, zainstalowano barierki, by zapewnić bezpieczeństwo turystom.

Spoglądamy w dół na Łabę, z wysokości 200 m. W dole nad Łabą - Rathen.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.1   Nocny złaz na Leskowiec odbył się 14/15 października.
Dzień i noc były pochmurne, chwilami ponure, ale obyło się bez deszczu. Liście z drzew jeszcze nie opadły i buki stały w najpiękniejszej jesiennej krasie.

Jak zwykle, przed wyruszeniem na Złaz, zebraliśmy się w Gorzeniu, przy dworku-muzeum Emila Zagadłowicza. Nie mógł przybyć ks. Jelonek ze względu na stan zdrowia. Dlatego Mszę św. w kaplicy dworku odprawił ksiądz z Wadowic, z parafii św. Piotra Apostoła.

Główna grupa w drodze na Leskowiec (część uczestników wyszła wcześniej).

Kolejne zdjęcie z drogi, jeszcze wciąż na terenie Ponikwi.

A tu już siedzimy przy ognisku i śpiewamy.

Najwytrwalsi śpiewali przy ognisku do białego rana.

Widok na grzbiet, którym schodziliśmy do Ponikwi.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.2   Prof. Karol Tarnowski, wybitny filozof i nasz przyjaciel ukończył 80 lat. Z tej racji zorganizowano mu uroczysty jubileusz, który odbył się 18 lutego 2017 w pałacu Justusa Decjusza na Woli Justowskiej. Wśród gości widzieliśmy m.in. biskupa Grzegorza Rysia, o. Leona Knabita, min. Jarosława Gowina, europosłankę Róże Thun.
Po powitaniu Jubilata, mowy na jego cześć wygłosili bp. Ryś, prof. Krzysztof Mech, odczytano również mowę prof. Władysława Stróżewskiego, który nie mógł uczestniczyć osobiście w uroczystości. Następnie odbyła debata nt. filozofia i religia. Wzięli udział Tadeusz Gadacz, Adam Hernas, ktoś w zastępstwie chorego o. Kłoczowskiego oraz Dobrosław Kot, jako prowadzący. W drugiej debacie udział brali Tadeusz Boruta, Paweł Taranczewski, Krzysztof Zanussi, Adam Zagajewski, a prowadził ją Henryk Woźniakowski. Z okazji jubileuszu wydano obszerny zbiór tekstów Jubilata scalony i rozwinięty w książce pt.„Pragnienie metafizyczne”. Był koncert dla Jubilata: Chopin Trio g-moll, op 8 cz. III adagio i cz. IV alegretto Rachmaninow Trio g-moll elegijne Grali uczniowie Liceum Muzycznego: Wilhelm Pilch (fortepian), Alicja Puskała (skrzypce), Filip Mikulski (wiolonczela). A na koniec Jubilat, który jest nie tylko filozofem ale również pianistą, zagrał parę utworów szopenowskich.

Miesięcznik "Znak" jeden z numerów poświęcił Jubilatowi.

Prof. Krzysztof Mech kończy wygłaszanie mowy na cześć Jubilata.
(fot. Adam Walanus)

Prof. Karol Tarnowski - po wysłuchaniu pochwał na swą cześć.
(fot. Adam Walanus)

Wręczamy upominek od przyjaciół z Krakowskiego Klubu Tygodnika Powszechnego.
(fot. Adam Walanus)

Prof. Karol Tarnowski - koncertuje.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.3   Nagroda im. Jerzego Turowicza.
24 września 2017 w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie wręczono nagrody im Jerzego Turowicza za 2017 rok. Laureatami są:
1. Monika Sznajderman za książkę „Fałszerze pieprzu”
2. Paweł Machcewicz za opracowanie i doprowadzenie do realizacji koncepcji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Laudację dla Moniki Sznajderman wygłosił prof. Jacek Leosiak. Wybrane myśli z tej laudacji:

Monika Sznajderman opowiada historię rodzinną Marka Sznajdermana i całej jego wielopokoleniowej rodziny Rosenbergów, Weissbaumów, Flamenbaumów. Czyta się ją ze ściśniętym sercem, słyszy się niemal tę głuchą ciszę, jaka po nich została. I spogląda się na garść ocalałych fotografii. Tyle ludzi, tyle miejsc, tyle życiowych planów, radości i smutków, ambicji, sukcesów i niepowodzeń… I taka pustka. Za dużo tego nieistnienia, jak na jedną żydowską rodzinę. Ale czy naprawdę „za dużo”?
I historia rodziny Lipskich, Lahertów, Ciświckich i Mottych oraz dworu w Ciechankach — tym „podlubelskim Macondo”, jak go Autorka nazywa — czy jest szczególnie niezwykła i oryginalna? Przedwojenne, wojenne i powojenne losy polskiego ziemiaństwa i inteligencji, złamane życiorysy, przesłuchania i tortury w ubeckich kazamatach, konieczne koncesje na rzecz nowej władzy, polski szlachecki etos i zwykła ludzka uczciwość, stanie na straży rodzinnej tradycji, dorabianie lekcjami, dbanie o wykształcenie dzieci i praca dla kraju. Polskie losy.
I w jednej i w drugiej opowieści przewija się mnóstwo ludzi: dzieci i starcy, kobiety, mężczyźni, synowie, córki, babcie, ciocie, dziadkowie i wnuki. I w jednej i w drugiej opowieści jest tłoczno i gwarno. Ale w tej pierwszej nagle wszystko milknie, zapada się, ginie, pozostawiając pustkę. W tej drugiej gwar nie cichnie, trwa. I wciąż jest tłoczno. Monika Sznajderman zderza ze sobą dwie opowieści rodzinne, swoje własne, wysnute i utkane z wielobarwnych nici zaczepionych w bliższej i dalszej przeszłości.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że gdyby Marek Sznajderman spotkał na swojej drodze bohaterów uchwały naszego Sejmu, sławiącej zasługi Narodowych Sił Zbrojnych, mógłby tutaj z nami nie siedzieć. Dlatego tak ważne, aby ta książka była czytana w dzisiejszej Polsce. „Fałszerze pieprzu” bronią nas bowiem przed fałszerzami historii.
Dziękuję Autorce, że przerwała swoje kilkudziesięcioletnie „życie w cieniu milczenia”, że „drążyła i mnożyła, ściubiła, nizała i wyłapywała” drobiny, okruchy, fragmenty potrzaskanej rodzinnej historii. Przed manipulacją i kłamstwem obronić nas może tylko krucha ludzka pamięć, naznaczona głębią osobistego doświadczenia.

Laureatka - Monika Sznajderman obok prof. Jacka Leosiaka.

Monika Sznajderman.

Z kolei laudację Pawła Machcewicza wygłasza prof. Andrzej Friszke. Znów kilka wybranych myśli:

W listopadzie 2007 r. Machcewicz opublikował artykuł, w którym przekonywał, że odpowiedzią na niemieckie próby wyeksponowania „wypędzeń” powinno być przedstawienie przez Polskę własnej opowieści o doświadczeniach II wojny światowej. Najlepiej by miało ono kształt muzeum, pokazującego Europie i światu całość doświadczenia wojny ze szczególnym uwzględnieniem naszego regionu Europy. Pomysł został podjęty przez premiera Donalda Tuska i od września 2008 r. Machcewicz został Pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów do spraw Muzeum II Wojny Światowej.
Wystawa stała prezentuje historię II wojny światowej od jej genezy, którą stanowią totalitaryzmy – włoski, sowiecki, niemiecki – z ich kultem przemocy, propagandy, pogardy dla jednostki i dążeniem do panowania nad światem. Zwiedzający przemierza ekspozycję oglądając doświadczenie polskie – począwszy od września 1939 r. – na tle doświadczeń innych narodów. Obok militariów, artefaktów – karabinów, mundurów, odznak, plakatów, pocisków, a nawet czołgów i wagonu, którym wywożono ludzi na śmierć – zwiedzający ogląda świadectwa ludzi z epoki i pamiątki po nich, nie tylko a nawet nie przede wszystkim z frontu, ale z jego zaplecza, gdzie wojna siała spustoszenie, prowadziła do strasznych męczarni i zbrodni, głodu, śmierci w obozach, oblężonych miastach, pod gradem bomb, podczas masowych wysiedleń. Pamięć wojny prowadzi do wspomnienia okrucieństwa, eksterminacji, zniewolenia, śmierci milionów. Polskie cierpienia ukazane są na tle uniwersalnym – cierpień spowodowanych przez totalitarne reżimy, przede wszystkim niemiecki, hitlerowski. Eksponowane pamiątki pozwalają niemal dotknąć tych tragedii, jak listy wysyłane z obozów koncentracyjnych, czy porcelana stopiona przez bombę atomową.
Machcewicz podkreśla, że ludzki wymiar wojny twórcy Muzeum uznali za najważniejszy, pokazują przede wszystkim doświadczenie wojenne milionów zwykłych ludzi. Drugim ważnym celem jest „wprowadzenie doświadczenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej do europejskiej i światowej pamięci historycznej. Dominujące na świecie narracje o tym konflikcie ukształtowały się na Zachodzie w czasach zimnej wojny, kiedy połowa Europy była oddzielona żelazną kurtyną, pozbawiona wolności, nie miała szansy na równych prawach uczestniczyć w tworzeniu wspólnego obrazu wojennych doświadczeń kontynentu. Historia II wojny światowej bez należytego miejsca dla paktu Ribbentrop-Mołotow, zbrodni katyńskiej czy radzieckich represji wobec ludności cywilnej, Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego zawsze będzie niepełna. Podobną wyrwą w zachodnim obrazie wojny pozostaje niemiecki terror wobec Polaków i innych podbitych narodów na wschodzie Europy.”
Dyrektor Muzeum nie ukrywał też, że ma ono być przestrogą: „Zależy nam na tym, aby oglądający wystawę dostrzegli na niej podobnych do siebie ludzi, postawionych w niezwykle trudnych, dramatycznych, a często ekstremalnych sytuacjach, jakich obyśmy sami nie musieli doświadczać.”
Paweł Machcewicz i Muzeum stali się obiektem niewybrednych ataków ze strony obecnej ekipy rządowej. Cechą „polityki historycznej” PiS jest odrzucenie uniwersalizmu, skoncentrowanie się na polskiej wyjątkowości, podkreślenie wyłącznie polskich ofiar. W atakach na Muzeum i jego twórców sięgano więc po wydumane argumenty o nie dostatecznym wyeksponowaniu tych wątków. Krytycy z prawicy zarzucali też Muzeum nie dość mocne wyeksponowanie tradycji oręża polskiego, niedocenienie bohaterstwa wojennego, które w pisowskim wyobrażeniu polskości ma znaczenie nadrzędne. Z tych przyczyn bez zrozumienia przyjmowali skoncentrowanie uwagi na cierpieniach cywilów.

Prof. Andrzej Friszke wygłasza laudację prof. Pawła Machcewicza

Laureat prof. Paweł Machcewicz ze "statuetką".

W części artystycznej imprezy wystąpili Acoustic acrobats.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.4   Nagrody im. Ireny Sendlerowej "Za naprawianie świata"
30 czerwca 2017, w synagodze Tempel na krakowskim Kazimierzu wręczono tegoroczne nagrody im. Ireny Sendlerowej, Nagroda ta została ustanowiona przez Taube Philanthropies w 2008 r., by upamiętnić Irenę Sendlerową, która uratowała setki żydowskich dzieci z warszawskiego getta podczas II wojny światowe. Co roku nagroda jest przyznawana Polakom, którzy przyczyniają się do zachowania dziedzictwa żydowskiego i odnowy kultury żydowskiej w Polsce. Nominacje do nagrody są rozpatrywane przez komitet doradczy Taube Philanthropies i liderów społeczności żydowskiej w Polsce.

Tego roku laureatami są:
1. Bogdan Białek
2. Stefan Wilkanowicz.

Bogdan Białek to psycholog, publicysta i redaktor naczelny magazynu "Charaktery" - inicjator corocznego kieleckiego Marszu Pamięci i Modlitwy, organizowanego od 2000 r. w celu upamiętnienia ofiar pogromu kieleckiego z 4 lipca 1946 r.
Jak podkreślili organizatorzy uroczystości, "coroczne wydarzenie pomaga pogodzić się z przeszłością, edukuje społeczeństwo i wspiera dialog między mieszkańcami Kielc a społecznością żydowską na świecie". Białek jest też prezesem Stowarzyszenia im. Jana Karskiego, które pomaga mieszkańcom Kielc zaangażować się w polsko-żydowski dialog, i członkiem wielu rad inicjujących dialog między polskimi chrześcijanami a Żydami. W 1994 r. założył muzeum upamiętniające ofiary totalitaryzmu – Muzeum Pamięci Narodowej w Kielcach.
"Dziękujemy Bogdanie za to, że za Twoją sprawą Twoi współobywatele mogli skonfrontować się z tym wstydliwym rozdziałem historii" – odczytano w laudacji.
Laureat zamiast wygłoszenia mowy odczytał wiersz Jerzego Ficowskiego "Nie zdołałem ocalić...".

Nie zdołałem ocalić
ani jednego życia
nie umiałem zatrzymać
ani jednej kuli
więc krążę po cmentarzach
których nie ma
szukam słów
których nie ma
biegnę
na pomoc nie wołaną
na spóźniony ratunek
chcę zdążyć
choćby poniewczasie".

Wręczenie nagrody Bogdanowi Białkowi.

Stefan Wilkanowicz to katolicki intelektualista, wieloletni dziennikarz Tygodnika Powszechnego, a także redaktor naczelny miesięcznika Znak. W latach 50. XX w. był współzałożycielem Klubu Inteligencji Katolickiej, pełnił rolę zastępcy przewodniczącego Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej oraz przewodniczącego Rady Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście. Ponadto był redaktorem internetowego magazynu Forum: Żydzi–Chrześcijanie–Muzułmanie. W 2005 r. otrzymał od papieża Benedykta XVI Oświęcimską Nagrodę Praw Człowieka im. Jana Pawła II.
"Już po obaleniu komunizmu razem z Tadeuszem Mazowieckim został współautorem preambuły do nowej demokratycznej Konstytucji. (...) Przez ponad pół wieku Stefan Wilkanowicz i jego przyjaciele pokazywali, w jaki sposób siła wyobraźni, godność ludzka oraz przyzwoitość są w stanie pokonać ideologie totalitarną" – wskazano w laudacji.

Zamiast mowy laureat złożył podziękowania w formie listu do Ireny Sendlerowej. "Droga Pani Ireno, wiadomość o nagrodzie sprawiła mi wielką radość, ale jednocześnie jasno widzę, że na nią nie zasłużyłem. Myślę, że jest ona bardzo ważna ze względu na obecną sytuację świata, który domaga się rozwoju dialogu i współdziałania na rozmaitych polach. Naszemu światu grozi katastrofa, ale przykład Pani życia stwarza nadzieję na przynajmniej istotne jej przezwyciężanie" – napisał Stefan Wilkanowicz.

Wręczenie nagród uświetnił występ Nety Elkayam. Neta Elkayam z zespołem, przedstawiciele drugiego pokolenia imigrantów z Maroka, są ważnym głosem w procesie popularyzacji dziedzictwa marokańskich żydów. Wychowani w otoczeniu muzyki Magrebu, są pionierami łączącymi marokańską tradycję muzyczną ze współczesnymi melodiami. Abiadi to wyjątkowy projekt dedykowany pamięci Zohry Al Fasii. Jej największe przeboje otrzymują nowe aranżacje, wsparte silnym, a jednocześnie delikatnym wokalem Nety. Koncert w Synagodze Tempel jest hołdem oddanym diwie, przywracającym pamięć o jej życiu i twórczości.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.4   Za walkę ze smokiem
Medale św. Jerzego 2017 wręczone zostały 2 grudnia podczas uroczystej gali w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie. Werdykt kapituły odczytał Piotr Mucharski, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”. Tego roku hasłem-kluczem przy wyborze laureatów była „Prawość”. Może medal należy się nie tyle za walkę ze smokiem – nasz smok krakowski był mało groźny, gorszy jest smog. Otóż trzeba walczyć ze duchowym smogiem, który jest sączony w nas dzień po dniu, niepostrzeżenie, który truje nasze dusze.
Maria Dąbrowska Majewska otrzymała medal „za troskę i pomoc tym, którym została wymierzona sprawiedliwość, lecz przecież nie zostały im odebrane godność i człowieczeństwo”.
Fundacja Zmiana, którą prowadzi laureatka spotyka się z więźniamim, rozmawia z nimi, dostarcza im książki do czytania.
prof. Adam Strzembosz uhonorowany został „Za prawość i konsekwentną obronę rządów prawa. Za odwagę obywatelskiego sprzeciwu w czasach próby”.

Początek laudacji, którą na cześć Marii Dąbrowskiej-Majewskiej wygłosiła Anna Goc:
Wyobraź sobie:
Jest wieczór. Wspinasz się na górę, wieszasz szmatę wzdłuż ramy piętrowego, metalowego łóżka.
Kładziesz się i czytasz. Nad twoją głową wisi mokre pranie.
Jest wilgotno, duszno, ciasno.
Dochodzi dziesiąta. Za chwilę, jak co dzień, ktoś zgasi światło.
Cztery osoby, jeden pokój, 12 metrów kwadratowych.
Wyobraź sobie:
Innego świata nie będzie.
Sześćdziesiąt pięć tysięcy dziewięćset trzydzieści osiem (65 938) – tylu ludzi żyje dziś w polskich więzieniach. Wśród nich jest prawie trzystu skazanych na dożywocie.
„Jak sądzisz, ile trwa pamięć o człowieku? – pyta Maria Dąbrowska-Majewska.
– Jak długo nosimy w pamięci tych, którzy zniknęli z naszego świata? Zniknęli na piętnaście, dwadzieścia pięć lat – albo na zawsze. O ilu z nich wolelibyśmy zapomnieć?”
Mówi się, że znajomi i sąsiedzi pamiętają przez pierwsze dwa tygodnie. Współczują rodzicom, żonie, pytają o przyszłość ich dzieci. Pamięć bliskich trwa niewiele dłużej. Później są telefony, paczki, coraz rzadsze widzenia.
Dla więźnia najgorszy kryzys przychodzi podobno po ośmiu latach odsiadki. Do tego czasu żyje jeszcze wspomnieniami. Pamięta zapachy, dźwięki.
Ten trudny moment to chwila, gdy siedzący wspólnie w jednej celi zdają sobie sprawę z tego, że nie mają już dla siebie żadnych nowych historii.
Bo ile razy można opowiadać swoje życie od nowa?

Laureatka - Maria Dąbrowska-Majewska
(fot. Adam Walanus)

Anna Goc
(fot. Adam Walanus)

Urywki z laudacji, którą na cześć profesora Adama Strzembosza wygłosił ksiądz Adam Boniecki: Szanowny i Drogi Panie Profesorze, drodzy Państwo.
Medal św. Jerzego jest przyznawany za walkę ze smokiem. Smok symbolizuje tu oczywiście groźne zło. Wypada w momencie wręczenia medalu wyraźnie powiedzieć, z jakim to smokiem walczy Laureat.
Smok, z którym walczy profesor Adam Strzembosz, nazywa się BEZPRAWIE. Walcząc z bezprawiem, walczy się o PRAWORZĄDNOŚĆ, której jednym z filarów jest niezależność sędziów od władz politycznych. Dodajmy, aby być w miarę precyzyjni – Profesor Adam Strzembosz walczył o PRAWORZĄDNOŚĆ NIEPODZIELNĄ, czyli taką, której gwarancją jest instytucjonalne minimum: pewność prawa, bezstronność sądu i zgodności lex i Ius. Wyjaśnię: kiedy prawo jest zgodne z podstawowymi zasadami moralnymi – wtedy jest Ius, bo może być niezgodne z tymi zasadami i wtedy jest to tylko Lex, tylko ustawy. Ja jestem za Ius.[...]
[...] Kiedy objął urząd Prezesa Sądu Najwyższego, poprzednik Adam Łopatka zapytał Profesora czy się nie boi wziąć odpowiedzialności za rozpędzenie niemal całego składu SN. Odpowiedział, ze w Izbie Karnej będzie teraz tylu partyjnych sędziów, ilu do tej pory było bezpartyjnych. Czyli ani jednego.[...]
[...] Dla wielu Pan Profesor był niejako uosobieniem walki o praworządność. Pokazuje to pewne wydarzenie, 1 grudnia 1981 – solidarnościowy strajk w Wyższej Oficerskiej Szkołę Pożarniczej na Marymoncie. Szkoła otoczona kordonem uzbrojonych ZOMO-wców, za kordonem stał kilkusetosobowy tłum solidaryzujących się ze strajkującymi. Istniała obawa, że budynek zostanie zaatakowany pod osłoną nocy, gdy tłum się przerzedzi. I wtedy, wieczorem, grupa sędziów z sądów warszawskich zdecydowała się tam iść, by autorytetem sędziowskim powstrzymać ZOMO-wców. Powiedzieli, że oni, sędziowie są tu jako wiarygodni świadkowie. Wtedy ktoś z tłumu wykrzyknął pytanie: „A czy jest sędzia Strzembosz?”. Był, właśnie on przemawiał, potwierdził swoją obecność. Niestety nazajutrz, 2 grudnia o godzinie 10.00, na teren Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej wkroczyły jednostki ZOMO i przeprowadziły brutalną pacyfikację.[...]
[...] Kiedy w dziwacznej chwilami debacie o Polsce czujemy się zgubieni, kiedy ogarnia nas lęk, że budowane z trudem (także przez profesora) przez ostatnie lata struktury rozpadają się bezpowrotnie, kiedy zagląda nam w oczy cień obezwładniającej rozpaczy, wtedy krzyczymy jak ten człowiek na Marymoncie:
A czy jest sędzia Strzembosz?
Jest.
No to jeszcze nie wszystko stracone.

Laureat - prof. Adam Strzembosz
(fot. Adam Walanus)

ks. Adam Boniecki.
(fot. Adam Walanus)

Za chwilę będą pozować do zdjęcia.
(fot. Adam Walanus)

Galę wieńczył koncert Karoliny Cichej wraz z zespołem: – Posłuchajmy, co o walce ze smokami zła, powie nam dziś muzyka – zaprosiła na niego artystka.
(fot. Adam Walanus)

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.5   Zespół góralski "Hamernik" występuje już 38 lat!
Z tej okazji 21 stycznia 2017 odbył się uroczysty rocznicowy występ w Nowohuckim Centrum Kultury, pod którego patronatem działa Zespół. Razem z "Hamernikami" wystąpił też dziecięcy Zespół "Mali Hamernicy".

Pierwszą część występu stanowiła "Szopka Hamernicka". Mali Hamernicy jako aniołki przy stajence.

Król Heród tańczy z diabłem i śmiercią.

Druga część była pokazem tańców góralskich i zbójnickiego.
Fragment ozwodnego - obrót.

Krzesany, przejście z wyklaskiwania do przytupu.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.6   Studencki Zespół Góralski "Skalni" obchodził jubileusz 65-lecia 18 listopada 2017.
W 1952 roku powstał pierwszy Studencki Zespół Góralski w Krakowie. Działał on w okresie 1952-53 przy AGH. W okresie 1953-59 Studencki Zespół Góralski przeszedł pod patronat Politechniki Krakowskiej. W okresie 1959-68 działał jako Międzyuczelniany Zespół Góralski przy RO ZSP w Krakowie, w latach 1964-68 nosząc nazwę "Hyrni". Równolegle w okresie 1960-68 działał Zespół Góralski przy WSR, w latach 1960-63 nosząc nazwę "Halny", a w latach 1964-68 - "Regle". Wszystkie te nurty się zjednoczyły w 1968 roku. Studencki Zespół Góralski "Skalni" łączy w sobie tradycje wszytkich dawniejszych zespołów, a patronat nad nim sprawuje Uniwersytet Rolniczy w Krakowie.

Galowy występ odbył się w sali kina "Sokół" w Zakopanem. Składał się z trzech części. Pierwszą - "wróżby Andrzejkowe" przygotowali obecni członkowie Zespołu, część drugą - "podłazy" byli członkowie, którzy odeszli ukończywszy studia po roku 2000, część trecią - "miarki" dawniejsi członkowie Zespołu, określeni jako 90-.

Tu taniec góralski aktualnego składu Zespołu.

Występ był wyjątkowy. Młodsi chcieli się pokazać przed starszymi, a starsi przed młodszymi. Publiczność też zresztą w głównej części stanowiły osoby związane z Zespołem.

Tu prezentuje się grupa absolwentów.

Ozwodny wyklaskiwany.

Obrót przy zbyrku w tańcu zbójnickim.

Późnym wieczorem i nocą odbyła się uczta "U Furtaka" w Białym Dunajcu. Ucztowano, grano, śpiewano, a przede wszystkim toczyły się rozmowy towarzyskie, jak to przy spotkaniu po latach.

poprzednie   na dół strony

następne   na górę strony

5.4   Pogrzeb Piotra Szczęsnego na Cmentarzu Salwatorskim

Msza św. żałobna. Liturgii przewodniczył bp. Pieronek.

Żegnają Piotra Szczęsnego.

poprzednie   na dół strony

  na górę strony

6.  

Powszelatek brunatek (Erynnis tages), z rodziny Powszelatkowate (Hesperiidae)

Przypuszczalnie Łunica czerwona (Pyrrhosoma nymphula), ważka z rodziny Łątkowate (Coenagrionidae).

Strzępotek ruczajnik (Coenonympha pamphilus) - bardzo pospolity motylek.

To już nie owad, ale młody Zaskroniec zwyczajny (Natrix natrix) – gatunek niejadowitego węża z rodziny połozowatych (Colubridae). Odebraliśmy go psu, który go upolował i obdarowaliśmy wolnością.

poprzednie   na dół strony

  na górę strony
Poprzednie wiadomości rodzinne | Następne wiadomości rodzinne | Powrót do strony rodzinnej | Powrót do strony głównej